Tagi
agencja detektywistyczna, biuro detektywistyczne, biuro detektywostyczne, detektyw gdansk, detektyw gdynia, detektyw sopot, detektyw trojmiasto, prywatny detektyw, wykrywanie zdrad, zdrada małżeńska
aut. Agnieszka Pruszkowska-Jarosz
Ma 37 lat, nie umie gotować, ani zajmować się dzieckiem. Ma za to swoją firmę, dom, mieszkanie, zwiedziła pół świata i jest stałą bywalczynią salonów kosmetycznych oraz galerii handlowych. Nie wygrała w totka, ani ciężko na to nie pracowała. Po prostu „dobrze” wyszła za mąż i „dobrze” się rozwiodła. Dziś jest sama, ale zadowolona, bo wykształcona i bogata.
Aleksandra to ciemnowłosa poznanianka, niewysoka i dość ładna, ale żadna z niej piękność. Ma jednak w sobie to coś, co urzeka mężczyzn. Dla niej są gotowi na wszystko. Ona zaś skrzętnie to wykorzystuje.
W jej rodzinnym domu było zwyczajnie. Nie przelewało się, ale biedy też nie było. Ojciec – prosty człowiek, matka – zahukana gospodyni domowa. Córkę kochała, ale nie potrafiła jej niczego nauczyć. Wyręczała ją we wszystkim, bo według niej tak wyglądała matczyna miłość.
Ola niewiele wiedzy o życiu wyniosła z domu. Nawet jajecznicy nie potrafiła zrobić. Oprócz próżniactwa miała jeszcze jedną wadę – wciąż była niezadowolona i wiecznie przejawiała postawę roszczeniową. Miała żal do rodziców, że nie są bogaci, że nie stać ich na zagraniczne wycieczki, że nie mają super auta, jak rodzice jej kolegów z klasy, że nie fundują jej super ciuchów i dużego kieszonkowego. Ledwo skończyła liceum. Całkiem głupia jednak nie była. Miała swój plan i krok po kroku zamierzała go realizować. Wiedziała co zrobić, by zmienić swoje życie na lepsze.
Najlepsze zajęcie – leżeć i pachnieć
Za Marcina wyszła za mąż, gdy była w czwartym miesiącu ciąży. Tuż po maturze. Zwariował na jej punkcie. Jego ojciec prowadził dużą firmę budowlaną, Marcin był jego jedynym synem i spadkobiercą całego biznesu. Ola tuż po ślubie wprowadziła się do domu teściów. Błyskawicznie zaaklimatyzowała się w apartamentach. Teściowa gotowała, sprzątała, a gdy musiała wyjechać, wynajmowała gosposię, sąsiadkę z naprzeciwka, żeby dbałą o Olę. Ta leżała i pachniała. To było jej ukochane zajęcie. Coraz chętniej czas spędzała u fryzjera, kosmetyczki i na zakupach. Gdy Marcin delikatnie zwracał jej uwagę na rozrzutność, robiła gigantyczne awantury. Zawsze ustępował i zawsze on pierwszy biegł do niej z prezentem na przeprosiny. Jej wymagania rosły.
Gdy urodziła się Zuzia, nie za bardzo wiedziała, jak się opiekować dzieckiem. Zaprosiła więc swoją matkę, by jej pomogła. Ola nie przejawiała instynktu macierzyńskiego i gdy tylko mogła, podrzucała dziecko teściowej lub zawoziła do rodziców. Sama zaś, by wyrwać się z domu, zdecydowała się na studia. Wolała się uczyć, niż zmieniać pieluchy. Znalazła prywatną szkołę, za którą, rzecz jasna, płacił mąż. O dziecku nie miała czasu myśleć. Albo była w szkole, albo miała dodatkowe zajęcia, albo „pilnie” się uczyła. I tak w kółko. Zuzię widywała rzadko. Nie tęskniła. Za to kochała studenckie życie wieczorową porą. Dyskoteki, spotkania, prywatki. Czasami zabierała na nie męża, ale zazwyczaj imprezowała sama. Marcin zajęty był firmą, wierzył bezgranicznie żonie, więc pozwalał na wiele. Był dumny, że Ola będzie miała tytuł magistra. Dbał o nią, a jednocześnie odkładał gotówkę na wspólne konto z nadzieję, że wkrótce rozpoczną budowę swojego domu.
Zła teściowa, zła szwagierka, zły mąż
Taka sielanka trwała kilka lat. Zuzia poszła do przedszkola. Ola skończyła studia. Mąż załatwił jej pracę w firmie kolegi. Wkrótce została szefem marketingu. Wtedy właśnie zaczęło się psuć w małżeństwie. Coraz częściej irytował ją mąż. Twierdziła, że jest mało ambitny i nie potrafi przejąć interesu ojca. Denerwowała ją teściowa, bo zarzucała jej brak zainteresowania córką. Najbardziej jednak nienawidziła siostry męża – Doroty. Była wściekła, gdy po ślubie zamieszkała z mężem w drugim skrzydle domu, gdy urodziła syna, gdy kupiła działkę i wybudowała dom. Ola uważała, że wszystko to jej kosztem. Coraz częściej dochodziło do kłótni między nią, Dorotą i teściową. Coraz częściej miały miejsce awantury z Marcinem. Uciekała z domu, na wszystkich się obrażała. Miała wciąż pretensje, że mąż za mało pracuje, że zbyt wolno odkłada pieniądze, że jest nieudacznikiem i ją ogranicza.
Nie wstrzymywał jej, gdy złożyła dokumenty w sądzie. Kilka miesięcy później byli po rozwodzie. Zabrała Zuzię, dostała samochód oraz połowę kwoty uzbieranej przez jej męża na budowę domu. Ponad 100 tys. zł. Marcin zdecydował się płacić spore alimenty. Za pieniądze z podziału majątku kupiła niewielkie mieszkanko. Wkrótce związała się z Darkiem, kolegą Marcina, u którego pracowała.
Szef i jego gruby portfel
Z Darkiem, swoim szefem, ślubu nie wzięła. Nie mogła. Był żonaty. Nie specjalnie zależało jej na trwałym związku, ale zerwać kontaktów też nie chciała. Wiedziała, że ma pieniądze. A ona ich potrzebowała. Dzięki niemu nadal była częstym gościem w salonach kosmetycznych, fryzjerskich, w SPA. Zimą wyjeżdżała na narty w Alpy, latem wylegiwała się na plażach popularnych kurortów na całym świecie. Zmieniła auto na nowy, lepszy model.
Była dyskretna, miła i tolerancyjna. Starała się być przyjaciółką, kochanką i kumpelą, czyli tym wszystkim, kim nie mogła być jego żona. Doskonale o tym wiedziała. Nieraz słyszała od Darka, że go nie rozumie i są dla siebie jak obcy ludzie. Udawała, że wierzy i pocieszała go jak mogła. Nie naciskała, nie domagała się niczego. Dawała lekko do zrozumienia, czego oczekuje i cierpliwie czekała aż on sam „wpadnie” na ten pomysł. I wpadał. Znalazł dla niej po okazyjnej cenie działkę. Co prawda sama musiała za nią zapłacić, ale uznała, że rzeczywiście to dobra inwestycja. Potem znów sam „wpadł” na pomysł, żeby zamówić projekt, załatwić pozwolenia, doprowadzić media i załatwić ekipę, która zacznie budować dom. W ciągu kilku miesięcy stanęły mury.
Niestety, wkrótce jej marzenia utknęły w miejscu. Żona Darka dowiedziała się o drugim życiu męża i zagroziła – albo ona i firma, albo kochanka. Wybrał żonę. Ola jednak nie rozpaczała, choć musiała zwolnić się z pracy. Szybko znalazła nowy etat. Pomógł jej w tym Piotr – biznesmen, którego jakiś czas wcześniej poznała w ośrodku narciarskim w Alpach.
Biedny mąż, to marny mąż
Prawie dwa lata trwał związek z Piotrem zanim zdecydował się dla niej opuścić żonę i dwójkę dzieci. Rozwód był szybki, bez orzekania o winie. Żona nawet nie wiedziała o istnieniu innej kobiety. Ola zaś nie żałowała Piotrowi czasu, uczuć i miłych słów. Zarzucała prezentami, a jednocześnie ograniczała kontakt z dziećmi. Pokazywała jaka jest obrotna i że dom, który buduje będzie ich szczęśliwym gniazdkiem. A on? Wierzył i cieszył się jak sztubak. Rok później wyszła za niego za mąż. Zanim powiedzieli „tak”, podpisali intercyzę. Przekonała go, że nie chce jego pieniędzy, że zależy jej tylko na nim. To miał być taki „bezinteresowny gest” z jej strony, taki prezent na nową drogę życia.
Zwolniła się z pracy i z pomocą finansową Piotra zmieniła mieszkanie na większe, dużo większe. Na pomysł, by otworzyć swój interes wpadła podczas podróżny poślubnej w Grecji. Piotr zgodził się. Był tylko jeden drobny szczegół – nie miała tyle gotówki, żeby móc zainwestować. A trzeba było sporo, blisko 200 tys. zł. Głównie na zakup maszyn i różnego rodzaju sprzętu. Piotr w imię miłości oddał jej wszystko, co dostał po rozwodzie z żoną. Ot, tak po prostu. Wyjął z konta i wręczył jej do ręki. Większość pieniędzy poszła na firmę Oli, reszta na ukończenie domu. Jej domu.
Półtora roku później firmę Piotra dopadł kryzys finansowy. Źle zainwestował. Potem podjął kilka kiepskich decyzji i trzeba było zamknąć biznes. Ola była wściekła. Coraz częściej znikała z domu, coraz częściej go ignorowała. On z desperacją szukał zajęcia. Podjął pracę na etat, ale pensja była zbyt mała, żeby móc zapewnić żonie taki standard życia, do jakiego była przyzwyczajona. Wziął dodatkową robotę. Pracował na dwóch etatach, bo firma Oli nie przynosiła dochodów. Prawda była taka, że wcale o nią nie dbała. Wciąż trzeba było do niej dokładać. Do tego rachunki, życie i alimenty na dzieci.
– Nie zostawało mi nic, a żonie wciąż było mało. Gdy wracałem do domu, czekały mnie tylko awantury i fochy. Pewnego dnia Ola powiedziała, że mam się wynosić z domu, bo nie będzie utrzymywała darmozjada. W jej oczach nie zobaczyłem najmniejszej iskierki uczucia. Wiedziałem, że to koniec – mówi Piotr, który opowiedział nam swoją historię. – Zostałem z niczym. Firma była na żonę, dom na żonę, mieszkanie na żonę. Dopiero, gdy z walizką ubrań szedłem do hotelu dotarło do mnie, co zrobiłem ze swoim życiem. Byłem głupi. Gdybym wiedział o Aleksandrze tyle, co wiem teraz, nigdy w życiu nie związałbym się z tak wyrachowaną kobietą – dodaje.
Wkrótce Aleksandra złożyła pozew o rozwód. Dostała niemal wszystko to, co chciała. Piotr nie miał ani siły, ani pieniędzy, by z nią walczyć o majątek. Zresztą niewiele by pewnie wskórał. Wyjechał do Szkocji. Pracę pomogła mu tam znaleźć jego pierwsza żona. Okazało się, że wcale nie jest taka zła, jak myślał. Są w kontakcie. Pomaga mu się pozbierać.
Aleksandra natomiast niedawno wprowadziła się do nowego domu. Mieszkanie wynajmuje. Córkę wysłała do szkoły z internatem. Firma nadal kuleje, ale już ma pomocnika, który jej pomaga.
Finanse, ciemna strona małżeństwa
Jak wynika ze statystyk, ponad 30 proc. małżeństw deklaruje, że nieporozumienia na tle finansowym są jedną z najciemniejszych stron związku. Dane GUS potwierdzają, że najczęstszymi przyczynami rozwodów są: niezgodność charakterów, zdrada, problemy finansowe oraz złe relacje między członkami rodziny. W 2010 roku rozwiodło się 64 tys. par małżeńskich. Co prawda mniej niż rok wcześniej, ale i tak jest to liczba zatrważająca.
Liczba rozwodów systematycznie zwiększa się od lat 90-tych. Wówczas drogi małżeńskie rozeszły się 40 tys. par. Największą liczbę orzeczeń przyniosły jednak lata 2004-2006. Odnotowano wówczas 72 tys. rozwodów. Według danych, rozwiedzeni małżonkowie przeżywają ze sobą średnio 14 lat. W ponad 2/3 przypadków powództwo wnosi kobieta. Natomiast orzeczenie rozwodu z winy żony następuje w niewiele ponad 3 proc. przypadków. Wina męża orzekana jest w 20 proc.
Jak potwierdzają badania, młodzi ludzie decydują się na małżeństwo dopiero wtedy, gdy osiągną określony status ekonomiczny. Dlatego też coraz chętniej decydują się na podpisanie intercyzy. W wielu przypadkach jest ona wybawieniem, szczególnie dla zadłużonych małżonków, jednak dla niektórych głównie szansą na utrzymanie majątku i zdobycie dodatkowych profitów. Warto jednak wiedzieć, że niektóre składniki nie wchodzą w skład wspólnego majątku, nawet wtedy, gdy intercyzy nie ma. Są to, m.in.: majątek nabyty przed ślubem przez jednego z małżonków, majątek odziedziczony (zapis lub darowizna), pieniądze z odszkodowania za utratę zdrowia lub uszkodzenie ciała, przedmioty zakupione za te środki oraz pieniądze i przedmioty nabyte dzięki nagrodom za osobiste osiągnięcia współmałżonka.